17 OCT 2024 - Welcome Back to TorrentFunk! Get your pirate hat back out. Streaming is dying and torrents are the new trend. Account Registration works again and so do Torrent Uploads. We invite you all to start uploading torrents again!
TORRENT DETAILS
Black River - Black Box (2019) [CD3-Trash (2010)] [WMA L Ossless] [Fallen Angel]
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Są na świecie płyty, o których nie śniło się młodym klerykom...
Nie wiem co tak naprawdę trapi Maćka Taffa, wersje są różne, i o żadnej z nich nie chcę tutaj wspominać. Wiem za to, co trapi Black River. Po super udanym debiucie, przyszedł czas na dwójkę - która wydana została równo rok po premierze albumu z czerwoną okładką i... ta sama formuła, tym razem nie do końca się sprawdziła.
Coś tam bujało, coś zabuczało konkretnie, wszystko ratował Maciek, choć biorąc pod uwagę presję, i oczekiwania (nawet wobec tak luzackiego projektu) ''Black'n'roll'' nie okazało się ani tak dobrym krążkiem jak debiut, ani tak widocznym sukcesem komercyjnym. Na ''jedynkę'' i ''dwójkę'' nie weszło kilka numerów, i w ten o to sposób powstał krążek zatytułowany prozaicznie ''Trash'' (śmieci).
Odrzuty z sesji nagraniowej mogły by być co najwyżej bonusem do kolejnego regularnego wydawnictwa, aczkolwiek, ktoś (Art?) poczuł, że można to wydać - nie dla pieniędzy, a raczej dla funu. A nawet jeśli nie dla czystej rozrywki, to przyznam się, że na śmieciach znalazło się trochę miejsca dla naprawdę dobrych kawałków jak choćby otwierający płytę ''Desert Rider'', który jak dla mnie doskonale sprawdziłby się jako koncertowy opener. Instrumentalny numer z pozytywnie bujającym groove, masywnym brzmieniem, solówkami i... breakdownem na koniec. Jednym słowem elegancko. Dalej znacznie żywiej, energiczniej, nieco z heavy metalowym posmakiem - ''Out of Control'' to rozpędzony, super szybki numer dla fanów hitu ''Punky Blonde''. Numer trzy to szlagier ''Free Man'' w wersji.. akustycznej, na kształt lekkiego country (śmiech) - w każdym razie siła i moc rażenia znana z oryginału została zachowana, a inne mniej popularne oblicze trzyma fason - tak jak i wieńcząca album wersja z orkiestracjami. ''American Way'' nawet jak na Black River jest niebezpiecznie szybki, co za tym idzie zdecydowanie odstaje od klimatu ''Black'n'roll'', a o mnie za mnie, akurat ten song z powodzeniem mógłby być hitem rodem z płyty z czerwoną okładką.
''Symmetry'' to niemalże groove metal, ostro walącym po mordzie głównym riffem, i jak zwykle doskonałymi wokalami Taffa. Zresztą, od czasu Geisha Goner czego Maciek by się nie tknął, o jakość jego linii można być spokojnym. W sumie, to nawet zaskoczył mnie ''górkami'' i przeciąganiem. ''Locomotiv'' trwa minutę - i... jest to minuta stracona. Nawet jak na charczący przerywnik. ''Liars'' ponownie uderza szybkością, bardziej metalowym uderzeniem (gęsta gra na dwie stopy, mocne wokale), z wszystkich zawartych na ''Trash'' śmiało można go określić mianem idealnego koncertowego rockera. Trzy minuty czasu trwania ''Liars'' przeznaczamy na headbaning, by już praktycznie na sam koniec, mocno potupać nóżką do bardzo stonerowego ''Unlucky in Hell'', który przesiąknięty jest prostym, południowym klimatem whiskey, cygarowego (a może zielonego?) dymu.
Koniec krążka to bonusy w postaci trzech numerów live. I myślę, że najlepszym podsumowaniem tych nagrań live z Warszawskiej Stodoły jest gromko wykrzykiwane przez zgromadzoną publiczność: NAPIERDALAĆ. Koncertówka ''Punky Blonde'' zmusza do szaleństwa. Basta. Nie wiem czy można temu wydawnictwu wystawić ocenę. Bo jeśli tak, to jaką? Dwójce z logo Black'n'Roll nie wystawiłem zbyt dobrej noty, a głupio byłoby uznać odrzuty z sesji (w dodatku miksowane i masterowane w różnych studio) za materiał lepszy od regularnego krążka. Dlatego też ''Trash'' pozostawiam oficjalnie bez oceny.
Grzegorz Chain Pindor
Rekonwalescencja Maćka Taffa coraz bardziej się przedłuża i, co za tym idzie, przerwa w nagrywaniu, komponowaniu i koncertowaniu również. Na otarcie łez i osłodzenie oczekiwania muzycy z Black River postanowili wypuścić wynalazek o jakże trafnym tytule - "Trash".
Odpadki sesyjne, nagrania z koncertów, dwie wersje już wcześniej znanej piosenki i to wszystko w nieco demonicznym koszu zaprezentowanym na okładce. Zapewne wszyscy woleliby usłyszeć nowy album Black River, ale jak się nie ma co się lubi, to się słucha tego, co dają. A tu panowie dali nam wbrew pozorom całkiem przyjemny materiał, na temat którego ciężko się wypowiedzieć negatywnie.
"Trash" nie jest oczywiście straszliwie zaskakujący, czy powalający na kolana. Ostatecznie z jakiegoś powodu część kawałków nie weszła na poprzednie "pełnoprawne" wydawnictwa, chociaż tłumaczenie, że wszystko było super, ale się na krążek nie zmieściło, słyszymy chyba od każdego zespołu. Tutaj jednak te kilka kawałków mogłoby wejść na regularną płytę. Jednakowoż nie byłyby to na pewno najlepsze utwory na krążku, ale również nie najgorsze.
Na moją szczególną uwagę zasłużył sobie "Free man". Utwór dość ciężki, rockowy, został na "Trashu" przedstawiony w dwóch zupełnie innych aranżacjach. O ile wersja akustyczna jest świetna - delikatna muzyka stanowi idealne tło dla wszak mocnego głosu Taffa, tak druga wersja budzi we mnie niepokojące skojarzenia z karaoke. Muzyka brzmi nieco jak źle sklecony dzwonek na komórkę i nic kompletnie jej nie ratuje.
Trzy ostatnie utwory "Too far away", "Night lover" i "Punky blonde" w wersji live wzmacniane niecenzuralnymi krzykami widowni wypadają kapitalnie, nie są też "przeczyszczone" co przywodzi raczej na myśl skojarzenia z bootlegiem niż materiałem nagranym oficjalnie. Zresztą cały album można określić mianem brudnych dźwięków. Nie jest on sterylny jak większość nagrań studyjnych różnych kapel, ale to tylko dodaje mu uroku.
Jasne, "Trash" ciężko będzie zaliczyć do klasyków gatunku, ale z drugiej strony jest on dużo lepszy niż klasyczne zapychacze, albo wynalazki spod znaku "greatest hits". Jest ciężki, jest brudny i choć może nie najwyższych lotów, to słucha się go całkiem przyjemnie. Co prawda łezka się w oku kręci i chciałoby się to wszystko usłyszeć na żywo, ale na to musimy chyba jeszcze trochę poczekać.
Julia Kata
Desert Rider (muz. Black River) - 03:10
Out of Control (muz. Black River, sł. Taff) - 02:31
Free Man (acoustic) (muz. Black River, sł. Taff) - 03:56
Amercian Way (muz. Black River, sł. Taff) - 03:56
Symmetry (muz. Black River, sł. Taff) - 04:20
Lokomotiv (muz. Black River) - 01:01
Liars (muz. Black River, sł. Taff) - 02:59
Unlucky in Hell (muz. Black River, sł. Taff) - 04:49
Free Man (orchestration) (muz. Black River, sł. Taff) - 03:58
Too Far Away (live) (muz. Black River, sł. Taff) - 04:38
Night Lover (live) (muz. Black River, sł. Taff) - 03:58
Punky Blonde (live) (muz. Black River, sł. Taff) - 02:25