17 OCT 2024 - Welcome Back to TorrentFunk! Get your pirate hat back out. Streaming is dying and torrents are the new trend. Account Registration works again and so do Torrent Uploads. We invite you all to start uploading torrents again!
TORRENT DETAILS
Bright Ophidia - Red Riot (2004) [WMA Lossless] [Fallen Angel]
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Są na świecie płyty, o których nie śniło się młodym klerykom...
Muzyka Bright Ophidia określana jest mianem nowoczesnego thrashu, metalcore’a, deathu z domieszką psychodeli i elektroniki. Szczerze mówiąc, zespół często wykracza poza te ramy, prezentując intrygującą muzykę. Na samym początku muszę powiedzieć i uprzedzić, że ja do fanów takiego wybuchowego „misz-maszu” nigdy nie należałem. Po tej płycie raczej stanowiska nie zmienię, jednak „Red Riot” był dla mnie niezwykle miłym zaskoczeniem. Płyta na bardzo wysokim poziomie. Szczerze nie dziwię się niektórym, że nie wiedzą, iż Bright Ophidia to polski zespół. Materiał w niczym nie odbiega od amerykańskich i skandynawskich produkcji, które uważane są za wyznacznik w tym gatunku.
Przede wszystkim należy pochwalić ciężkie gitary, których brzmienia w każdym następnym kawałku możemy się tylko domyślać. Wielkie zróżnicowane, od spokojnych akustycznych brzdąkań, do soczystych, deathowych wręcz riffów. Kolejnym mocnym punktem jest niemniej zróżnicowany wokal. Zręczne posługiwanie się językiem angielskim, różne skale, od szeptów i pomruków, przez growl i szkrzek, harcore’owe darcie ryja, aż do wysokich rejestrów. Adam Bogusłowicz spisał się bardzo dobrze. To co wyróżnia Bright Ophidia w tłumie setek polskich kapel to na pewno nieszablonowe pomysły na piosenki, niezłe poruszanie się po wszystkich rejonach muzycznych, świetna produkcja i brzmienie. Po raz kolejny bracia Wiesławscy pokazali, że w swoim studio Hertz nie mają równych. Warto zwrócić uwagę na profesjonalizm i doskonałe wyszkolenie techniczne muzyków. Pomimo wszystkich tym pozytywów, mam mieszane uczucia wobec tej płyty, które wynikają zapewne w powodu mego zainteresowania innymi gatunkami muzycznymi. Kiedy słucham tej płyty, wszystko jest ok., chociaż ciężko jest dotrwać do końca. Kiedy jednak 53 minuty upłyną, nie mam ochoty więcej wracać do tej produkcji. Może zabrakło większej wyrazistości? Być może zadziałał wszechobecny na tej płycie chaos. „Burn Yourself” wita nas mocnym uderzeniem, po którym mamy niezłe solówki i dużo elektroniki (jak na całym „Red Riot”). Podoba mi się natomiast praca basu i perkusji. „Downer” to znowu dziwne, elektroniczne odgłosy, i zabójcze wejście gitar i perkusji połączonych z hipnotyzującymi klawiszami. Naprawdę, chylę czoła przed umiejętnościami i ograniem keyboardzisty, Michała Frączaka. Reszcie grupy oczywiście też nic nie można zarzucić. Następne kawałki nie różnią się zbytnio od ogólnego muzycznego konceptu tej płyty. Mocne łojenie, okraszone wpadającymi w ucho refrenami („Downer”, „Call Me Get Down”) i psychodelicznymi dźwiękami syntezatorów. Nie można zapominać o pojawiających się dość często solówkach. „Red Riot” to bardzo oryginalny mix różnych gatunków mocniejszej odmiany rocka. Płyta na pewno znajdzie (już znalazła) swoich odbiorców na różnych muzycznych podwórkach. Polecam wszystkim spragnionym nieszablonowych dźwięków i rozwiązań.
Michał 'Telperion' Nowak
Bright Ophidia to jeden z nielicznych zespołów na polskim rockowo/metalowym rynku muzycznym, który w ramach ciężkich brzmień nie boi się eksperymentować. Słuchając ich albumu "Red Riot" można nawet odnieść wrażenie, że dążenie do przekraczania muzycznych barier i schematów stanowi główny cel zespołu. Cecha ta jest silnie wyeksponowana na drugim długograju grupy zatytułowanym "Red Riot". Świetnych pomysłów i muzycznej różnorodności zawartej na recenzowanym albumie mogłoby polskiemu kwintetowi pozazdrościć wiele zespołów, których interesami zajmuje się chociażby takie Relapse Records.
Muzyka zawarta na "Red Riot" to miszmasz progresywnego, szeroko pojętego metalu z rockiem oraz elektroniką. Bright Ophidia łączy ciężkie (przesiąknięte thrashem a nawet hardcorem) techniczne łamańce ze spokojniejszymi (równie zróżnicowanymi) fragmentami przywodzącymi na myśl najznamienitszych przedstawicieli "epoki" grunge ("Take You Alive".
Wplatane z rozwagą patenty elektroniczne nadają utworom futurystyczny klimat oraz sprawiają, iż muzyka staje się bardziej psychodeliczna i transowa. Partie te stanowią świetne uzupełnienie muzycznych pomysłów Bright Ophidia. O mnogości pomysłów zastosowania instrumentów klawiszowych przez odpowiedzialnego za partie elektroniki Michała Franczaka świadczą takie kawałki jak "Hovewer" - numer, w którym elektroniczny wstęp nasuwa skojarzenia z Depeche Mode czy przywodzący na myśl dokonania Kanadyjczyków z Alchemist - "Simple Fact". Bright Ophidia z dużym wyczuciem wykorzystuje w swojej muzyce także akustyczne instrumentarium ("Call Me Get Down". Fakt ten czyni muzykę zespołu jeszcze bardziej zróżnicowaną i atrakcyjną.
Na szczególne wyróżnienie za wkład w jakość i wyjątkowość recenzowanej płyty zasługuje wokalista Adam Bogusłowicz. Facet dysponuje świetnym wokalem o niesamowitej różnorodności barw i skali. Jego partie momentami brzmią niczym najlepsze pOPISy Mike'a Pattona. Efekt ten, w połączeniu z dość "łamaną" muzyką, sprawia, iż niektóre fragmenty brzmią jak Faith No More z okresu "King For A Day..." ("Call Me Get Down", "I'm Waiting Underground".Całość jest bardzo dobrze wyprodukowana. Bracia Wiesławscy nadali "Red Riot" oryginalny "szlif", dzięki któremu muzyka nie traci na swojej agresywności, a jednocześnie umożliwia dosłyszenie wszystkich (licznych) smaczków zawartych na recenzowanym albumie.
Bright Ophidia na "Red Riot" udanie połączyła muzyczne "puzzle". Mimo mnogości pomysłów muzyka nie stanowi "strawy" wyłącznie dla muzycznych "matematyków". Utwory takie jak drugi na płycie "Downer" czy "Call Me Get Down" dają możliwość wyżycia się wszystkim miłośnikom aktywności fizycznej przy akompaniamencie muzyki - można swobodnie i nie bez przyjemności (no chyba, że ktoś próbuje to robić w ciasnym pomieszczeniu) pomachać banią.
oki
Na wstępie muszę zaznaczyć, że piszę te słowa będąc w pełni świadomy tego, co robię. Chcę również zaznaczyć, że na moje zdanie o nowym albumie Bright Ophidia nie ma wpływu fakt, że MetalruleZ jest jednym z patronów medialnych tego wydawnictwa.
„Red Riot” spacyfikował moją opinię o polskiej scenie metalowej. Można powiedzieć, że otworzył mi oczy. Zrozumiałem, że w Polsce są też zespoły, dla których sprawą najważniejszą jest odkrywanie nowych przestrzeni, a nie tylko bicie publiki kolejną falą blastów. Z drugiej strony nasuwa się pytanie czy to ciągle jest metal? Jednak w wypadku takich grup jak ta nie będę ukrywał, że szufladki stylistyczne mnie nie interesują. Liczy się tylko muzyka, a tą panowie serwują na tak wysoki poziomie, że aż brak mi słów. Przecież wokale Adama to istna magia. Czego ten człowiek nie robi? Możemy usłyszeć jak krzyczy, wyje, śpiewa czystym głosem, albo swój wokal przepuszcza przez tysiące efektów, które to tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że zwykły człowiek nie jest w stanie wykreować takich dźwięków. Zresztą reszta panów też się nie obija. Czasem słuchając krążka łapałem się na tym, że kiedy próbowałem wsłuchać się w linię jakiegoś instrumentu nie byłem wstanie tego zrobić, bo właśnie zainteresował mnie jakiś inny. Totalna schizofrenia. Nie można się na niczym skupić, bo nagromadzenie smaczków, czy skomplikowanie aranżacji przekracza moje możliwość.
O dziwo ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że muzycy trochę przekombinowali swoje kompozycje. Co się tyczy samych utworów jak nie trudno się domyśleć każdy jest inny pod każdym względem. Różni się układem i klimatem, jest charakterystyczny, a przy tym całość jest spójna niczym skała. Na albumie na pewno słychać inspiracje Tool, a w spokojniejszych fragmentach A Perfect Circle, a jednak mimo to można tu też wyczuć, że inni artyści również zostawili swoje piętno na panach z Białegostoku.
Po wielu przesłuchaniach „Red Riot” do głowy przychodzi mi tylko jedno pytanie – jaki towar oni palili? Ja też go chcę!
Fatman
1. Burn your Self
2. Take you Alive
3. Condemned way
4. Downer
5. However
6. I'm waiting Underground
7. Simple Fact
8. Call me get Down
9. Abattoir
10. Slug
Adam Boguslowicz - wokal
Czarek Mielko - drums
Przemek Figiel - gitary
Michal Franczak - klawisze
Mariusz Rusilowicz - bas