17 OCT 2024 - Welcome Back to TorrentFunk! Get your pirate hat back out. Streaming is dying and torrents are the new trend. Account Registration works again and so do Torrent Uploads. We invite you all to start uploading torrents again!
TORRENT DETAILS
Dream Theater - Images And Words (1992, 2011) [WMA Lossless] [Fallen Angel]
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Są na świecie płyty, o których nie śniło się młodym klerykom...
A wydawać by się mogło, że w muzyce zostało już wszystko powiedziane. Początek lat 90-tych to ciekawy muzyczny okres – czas zmian i przewartościowania wartości. Do lamusa trafili przedstawiciele radosnego pudel-metalu spod znaku suszarki i lakieru do włosów, swoje bardzo dłuuugie pięć minut miała Metallica, w muzyczny niebyt odeszło Guns `N` Roses, na oczach całego muzycznego świata rozgrywał się dramat Kurta Cobaina. Muzyczna telewizja kształtowała gusta i guściki fanów.
I nagle bach. Dream Theater. Jakby zupełnie od przysłowiowej „czapy”. Nie zamierzam w tej recenzji pisać o historycznych i formalnych uwarunkowaniach kształtowania się gatunku muzycznej twórczości, którym jest progresywny metal. Nie wiem czy to Rush, Queensryche, Sieges Even czy Fates Warning byli pierwsi. Nie znam się na tym. Te dywagacje zostawiam historykom i mądrzejszym od siebie znawcom. Historię Dream Theater w skrócie też wam podaruję. Nie będę się rozpisywać, jak to młodzi chłopcy z Berklee College of Music w Bostonie zaczęli grać sobie w kanciapie, długo szukali wokalisty, nagrali debiutancki album, poprztykali się ze znacznie starszym Charliem Dominicim, znów szukali wokalisty (i wyrywali włosy z głowy), a z krainy klonowego liścia niejaki James LaBrie przysłał im swoją taśmę. I stało się.
Szczerze mówiąc, nie wiem, co w tej recenzji napisać. Naprawdę. Jestem prostą dziewczyną, nie mam w sobie muzycznej wrażliwości i duszy analityka, nie potrafię rozkładać muzyki na czynniki pierwsze. Nie po raz pierwszy czuję się bezradna. O jakże bym chciała zanalizować ten album pod kątem formalnym, muzycznym, artykulacyjnym. Nie potrafię.
Wspomniałam w „zagajeniu” do recenzji, że MTV kształtowało (i nadal kształtuje) muzyczne nawyki młodzieży. Nie można zapomnieć, że do upowszechnienia muzyki Dream Theater przyczyniła się poniekąd muzyczna telewizja. Dzięki MTV grupa mogła również zaprezentować się szerszej publiczności. Utwory Pull Me Under, Another Day oraz Take The Time (ku rozpaczy fanów przykrojony do kształtu 4-minutowego TV-friendly koszmarka) emitowane były nawet w godzinach największej oglądalności. Był to wobec realiów rynku muzycznego, niechętnego takiej muzyce, ogromny sukces. Co więcej „Images & Words” wywindowała zespół na szczyty popularności (jak wspomniał kiedyś w wywiadzie Kevin Moore zupełnie byli nieprzygotowani na histeryczne reakcje japońskich fanów). Ciągnąc wątek „sprzedażowy” dodam tylko, że w USA album osiągnął status złotej, a w Japonii platynowej płyty, a utwór Pull Me Under odniósł największy komercyjny sukces ze wszystkich utworów Dream Theater, osiągając 10 pozycję na liście singli amerykańskiego magazynu muzycznego Billboard.
Co można napisać o dźwiękach, które znamy na pamięć? 8 utworów, ponad 50 minut muzyki. Ponadczasowej MUZYKI. Wszystkie zamieszczone na albumie utwory przepełnione są tym, za co fani kochają Dream Theater. Nie znajdziemy na Images & Words zbędnych nut, kompozytorskich banałów, muzycznej waty. Perfekcyjnie i klasą zaaranżowane zostały poszczególne utwory. Płyta - zjawisko. Każdy z utworów posiada niepowtarzalny, ten swoisty klimat. Nie powiedziałabym, że Images & Words jest klasycznym koncept-albumem, ale wszystkie utwory znakomicie pasują do siebie, to świetny konglomerat słów i bardzo obrazowej muzyki. A przecież powinno być tak: zwrotka- refren- zwrotka- solo-coda (lub Da capo al Fine). A nie jest. Nie jest tak przewidywalnie. Gdzieś „plątają” i przenikają się nam zagubione wcześnie muzyczne motywy, następują zapętlenia. Harmonicznie też jest tak jakoś inaczej. Jakiś jazz, fusion? I to wszystko podlane metallicowym sosem? Do tego zwalająca z nóg wirtuozeria. I głos Jamesa LaBrie. Przyszedł na gotowe, do procesu komponowania się nie mieszał. Zaśpiewał według mnie najlepiej w swojej karierze. Uwielbiam ten album, za każdy nagrany dźwięk, za cudowną klasyczną gitarę w 5 minucie i 31 sekundzie Learning to Live, za przepiękne i jedyne w swoim rodzaju klawiszowe pejzaże Kevina (oj podryfował nam Kevin w zupełnie inne klimaty), wspaniałe dzwoneczki sań we wstępie do Metropolis Part.1, za lekko kiczowate Another Day z cudownym solem bardzo floydowskiego saksofonu. Uwielbiam ten album za świetne tańce-łamańce w Take The Time (zwane przeze mnie żartobliwie Train The Trainers) i niesamowite flażolety w Under The Glass Moon, i zniewalającą perełkę, jaką niewątpliwie jest Wait For Sleep.
Dla wielu z nas "Images & Words" jest najlepszym albumem Dream Theaer. Stał się kanonem gatunku. Po kilkunastu latach nadal słucham tych dźwięków z wypiekami na twarzy. Mimo, że od czasu wydania albumu minęło wiele lat uczucie „mrowienia” nadal mnie nie opuszcza. Gdziekolwiek jestem, ten album jest ze mną. Petrucci i spółka zdeklasowali, wręcz znokautowali progmetalową konkurencję, zostawiając ją daleko w tyle. Poprzeczka zawieszona przez DT przez dłuższy okres czasu była nie do pokonania dla innych (czasami również dla samego zespołu). Jednocześnie Images & Words przyczyniło się do rozwoju gatunku, a także spowodowało powstanie setek epigonów/klonów DT na całym świecie (a to już inna para kaloszy;-).
Jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z Dream Theater, to trudno mu polecić inny album. Wstyd nie znać!! Jazda obowiązkowa!!!
Lothien
zespół od zawsze znany z eksponowania swoich muzycznych inspiracji, dwadzieścia pięć lat temu stworzył dzieło, które stało się muzyczną busolą i puntem odniesienia dla rzeszy naśladowców, właściwym początkiem popularnego do dziś metalowego podgatunku rocka progresywnego. „Images And Words”, album przez wielu sympatyków grupy uznawany za najlepszy w jej dorobku, pełen koncertowych evergreenów, w tym „Pull Me Under” - przeboju w swoim czasie mocno lansowanego przez MTV, jest jedynym krążkiem Dream Theater, który doczekał się statusu złotej płyty.
W czym więc tkwi wyjątkowość drugiego studyjnego albumu nowojorczyków na tle pozostałych pozycji z ich imponującego dorobku? Przede wszystkim, niejako wbrew przyklejonej progrockowej łatce i statusowi klasyka czy wzorca gatunku, jest to dzieło wyjątkowo uniwersalne. Zespół, mający za sobą pozbawiony sukcesów płytowy debiut, znalazł się w momencie kariery, w którym żadna etykieta jeszcze nie ograniczała jego artystycznej swobody, żadne większe wymagania odbiorców nie dyktowały sposobu tworzenia. Na „Images And Words” odsłania się więc wizja artystów, którym w duszach równie mocno grać może Rush, Marillion, Elton John, Metallica czy Beastie Boys. Tu jeszcze nie istniała presja własnego stylu, czy wydumana konieczność realizowania hermetycznej artystycznej idei.
Skłonność Dream Theater do komponowania utworów o zdecydowanie nie-piosenkowym czasie trwania jest tu już wyraźna, choć nie opiera się jedynie na wpływach „symfonicznych” epopei klasyków rocka progresywnego z lat 70. Dość powiedzieć, że obok nagrań skrojonych według klasycznego, „fabularnego” przepisu („Metropolis”, „Learning To Live”), do najdłuższych kompozycji na płycie należą dwa utwory, które znalazły się na singlach (na potrzeby radiowe, rzecz jasna, zostały odpowiednio przycięte). Trwające po osiem minut „Pull Me Under” i „Take The Time”, bo o nich mowa, to w gruncie rzeczy nagrania o formule piosenkowej, w których główne punkty zaczepienia stanowią z jednej strony nośny gitarowy riff i charakterystyczna rytmika, z drugiej zaś przebojowe i melodyjne refreny.
Wypada jednak wspomnieć, że opierająca się na szerokim spektrum muzycznych wpływów koncepcja płyty, potrzebowała pewnej ingerencji profesjonalistów z wytwórni ATCO, by nie doprowadzić do powstania kolosa napompowanego do granic możliwości pojemnościowych płyty kompaktowej. Usunięcie z programu suity „A Change Of Seasons” (która została nagrana i wydana na płycie trzy lata później), choć w owym czasie dla Dream Theater stanowiło gorzką pigułkę, sprawiło jednak, że w przeciwieństwie do późniejszego nieumiarkowanego stylu wypełniania krążków materiałem, powstała płyta nie tylko optymalna w sensie czasu jej trwania (niespełna godzina), ale i rozłożenia akcentów, balansowania środków wyrazu. Progresywne skłonności, metalowe eskapady, instrumentalne pokazówki znakomicie równoważą się z tym, co melodyjne, śpiewne i bujające, a nawet miejscami sentymentalne, dzięki czemu do dziś odsłuch albumu od deski do deski może być nie lada przyjemnością.
Materiał z „Images And Words” na tle późniejszych wydawnictw Dream Theater wciąż prezentuje się świeżo, witalnie, urzekając przy tym nie tak łatwo osiągalną przez zespół w późniejszych latach naturalną melodyjnością. W przypadku tegoż albumu można jednak żałować, że moda na remiksy klasycznych pozycji póki co skutecznie omija Dream Theater, bo w wyniku pewnych kontrowersyjnych decyzji inżynierskich sprzed dwudziestu pięciu lat, płyta nie brzmi tak dobrze, jak na to zasługuje. Szczególnie dość osobliwe, nienaturalne brzmienie perkusji pozbawia materiał z „Images And Words” pewnej głębi i właściwej dynamiki. Wydaje się jednak, że szansa na gruntowne zmiany w tej kwestii upadła wraz z odejściem z zespołu Mike’a Portnoya. Pozostaje więc cieszyć się wersją znaną od ćwierć wieku, a dziś przede wszystkim okazją na spotkanie z tym materiałem na żywo.
Przemysław Stochmal
1. Pull Me Under [8:11]
2. Another Day [4:22]
3. Take The Time [8:21]
4.Surrounded [5:28]
5.Metropolis pt.1 - The Miracle and the sleeper [9:30]
6.Under the glass moon [7:02]
7. Wait for sleep [2:31]
8. Learning to live [11:30]
James LaBrie- lead and background vocal
Kevin Moore- keyboards
John Myung – bass
John Petrucci- guitars
Mike Portnoy – drums & percussion
Gościnnie:
Jay Beckenstein – soprano sax – Another Day